sobota, 29 sierpnia 2015

green leafs #OOTD


Hej!
Mieliście kiedyś tak, że w pewnym momencie straciliście kontrolę nad swoim życiem, bo po prostu odpuściliście? Ja jestem kimś kto łatwo nie odpuszcza, lubię walczyć o to co jest dla mnie ważne ale czasami mnie to męczy i potrafię zrezygnować ze wszystkiego. Nie mam ostatnio motywacji do niczego, moje życie to praca-spanie, praca-spanie i nie chce mi się myśleć o niczym innym niż obowiązki choć ostatnio miałam sporo życiowego myślenia. Ale pomimo, że jestem tą złą, tym czarnym charakterem to wracam do żywych i niszczę wszystko po drodze, bo przecież jestem zła. ;) 

Tak, wiem.. Za wiele nie rozumiecie, bo to takie życiowe ale do tego każdy może przypisać swoją historię. 
  


bluzka - New Look | spódniczka - House | sweter - Zara | torba - Thierry Mugler | Nike Air Force 1



















niedziela, 23 sierpnia 2015

Przepis na: FASZEROWANE NALEŚNIKI Z SOSEM PIECZARKOWYM

Hej! W marcu w jednym z postów (TUTAJ) gdzie pokazałam swój wiosenny obiad i tym samym pomysł na naleśniki z owocami obiecałam Wam przepis na faszerowane naleśniki z sosem pieczarkowym. Później wyleciało mi to z głowy ale kilka dziewczyn przypomniało mi o tym ostatnio więc właśnie wczoraj udało mi się przygotować zdjęcia na ten post!

Zacznę od tego co było mi potrzebne aby zrobić obiad dla dwóch osób:
~ 4 jajka
~ szklanka mleka
~ mąka
~ 3 cienkie parówki
~ 4 plastry sera
~ sos pieczarkowy
~ 1,5 szklanki wody
~ sól i pieprz 
 ~ olej


Wiem, że przepisów na ciasto naleśnikowe jest mnóstwo i wiele osób dodaje o wiele więcej składników niż ja jednak ja naleśniki robię od dziecka więc mama ułatwiła mi to gdy byłam mała i podała to co musi być. Naleśniki są pyszne, nie otrujecie się więc jeśli chcecie to możecie skorzystać z mojego przepisu. Wszystko robię "na oko" więc polecam!

Wsypuję do miski mąkę (na oko były to dwie szklanki), dodaję jedno jajko, pół łyżeczki soli, szklankę mleka, 1,5 szklanki (na oko) wody i wszystko mieszam ze sobą mikserem. 


Jeśli robię naleśniki na słodko to dodaję trochę cukru aby były słodkie. 


Ten sam przepis stosuję również do gofrów więc jak widzicie -jest wielofunkcyjny. ;)



W międzyczasie zaczynamy gotować 3 jajka na twardo. Fajnie jeśli gotuje z nami jeszcze jedna osoba. Wtedy jedna zajmuje się naleśnikami a druga krojeniem i wszystkim innym.



Gdy ciasto mamy gotowe to przechodzimy do etapu krojenia składników do farszu. Jeśli jest z nami ktoś jeszcze to w tym czasie może zacząć piec naleśniki. Ja jednak pokażę Wam w jaki sposób przygotowuję to danie gdy jestem sama.


Zaczynamy od sera i parówek. Nie zwracajcie uwagi na ten tłusty ser. Tylko taki znalazłam w lodówce. :)


Kroimy wszystko w cienką kosteczkę a przynajmniej parówki. Ser i tak rozpuści nam się na patelni więc nie musi być aż tak cienko.


Pamiętajmy o gotujących się jajkach! One również będą potrzebne do farszu. ;)


Tak mniej więcej to powinno wyglądać. Oczywiście gdy wrzucimy tam wszystko, czyli 4 plastry sera i 3 parówki to jest tego o wiele więcej. 


Ja uwielbiam gotować w wygodnych ubraniach więc dres i koszulka (Victoria's Secret) są jak najbardziej na miejscu. ;)


Bierzemy się za naleśniki. Jajka w tym czasie już się ugotowały więc zanim ostygną to możemy zacząć smażyć.


Najlepiej by były cienkie i nie za bardzo przypieczone żeby nam się nie rozwalały przy późniejszym zwijaniu.


Gdy usmażyliśmy już naleśniki (ja usmażyłam pięć, dwa dla mnie i trzy dla Piotrka -uwaga są bardzo syte) możemy się wziąć za jajka.


Jeśli ktoś z Was tak jak ja nie zdążył pokroić wszystkiego to właśnie teraz możemy to zrobić.


Zapamiętajcie ten ładny widok! Później już takiego nie będzie.. ;>


Jajka również kroimy w kosteczkę i wrzucamy wszystko do miski.


Gdy już wszystko znajduje się w misce to czas na sól i pieprz. U nas zazwyczaj to Piotrek zajmuje się doprawianiem, bo ja nie mam wyczucia. Jeśli Wasz ser był tłusty tak jak nasz to dajcie mniej soli ale nie żałujcie pieprzu. Lepiej smakuje jak go później czuć!


Na patelnię lejemy około jedną dużą łyżkę oleju i gdy ten jest już rozgrzany to wrzucamy wszystko z miski.


W tym samym czasie robimy sos pieczarkowy, którego przepis jest na opakowaniu. Nie zwracajcie uwagi na to, że robię to na większym palniku niż garnek ale ostatnio zepsuły nam się te małe.. Na szczęście jeśli dobrze pójdzie to na dniach się przeprowadzamy więc naprawa nie miałaby sensu! ;P


Pamiętajmy, żeby często mieszać sos i farsz. 


Tak jak napisałam wcześniej, nie wygląda za ciekawie ten farsz ale uwierzcie mi, że smakuje jak nie wiem co! Nigdy nie jadłam lepszych naleśników!


Zawijamy i już prawie gotowe..


Wszystko polewamy sosem. Ja uwielbiam gdy tego sosu jest dużo ale jak kto lubi. ;)


Tak wygląda gotowe danie. Już czeka na zjedzenie!


A tak wygląda to od środka. Oczywiście nie wygląda to jakoś zachęcająco ale jak już wspomniałam to nie ma wyglądać a smakować! :)


A po obiedzie czy kolacji (zależy kiedy robicie to danie) czas na deser! U mnie od kilku miesięcy deserem są niezastąpione truskawki. :)


Tak z ciekawości napiszę Wam, że jem je codziennie. Nie wyobrażam sobie nie zjeść truskawek w jakiś dzień. Najczęściej zastępują mi one kolację ale czasami i śniadanie. Cieszy mnie to, że u nas w Szkocji są one w sklepach przez cały rok więc na pewno będę miała ich pod dostatkiem! :)


Jeśli wypróbujesz mój ulubiony przepis na naleśniki to śmiało możesz mi dać o tym znać na facebook'u lub e-mail: deebson@wp.pl :)

Mam nadzieję, że z niego skorzystacie, bo jest bardzo prosty i jednocześnie bardzo syty czyli nie zajmie Wam przygotowanie tego dania dłużej niż pół godziny. ;)

3majcie się! x

piątek, 21 sierpnia 2015

Pudernica? Czyli o kosmetykach do twarzy! ;)

Hej! Dziś mam dla Was już trzecią odsłonę kosmetyczną w tym miesiącu ale tym razem będzie o tym czego używam do zrobienia makijażu. Pominęłam podkłady i wszystko co nakładam przed nimi, ponieważ TUTAJ wymieniłam to czego aktualnie używam więc jeśli chcecie zobaczyć co to kliknijcie w różowe zaznaczenie. No i przypomnę o poście w którym opisałam swoją aktualną pielęgnację włosów, którą znajdziecie TUTAJ.



Zaczynając od pudrów muszę Wam powiedzieć, że nie jestem ich fanką. Puder i podkład a do tego jakieś bronzery, rozświetlacze, róże, itp i tapeta gotowa. Mój makijaż na co dzień składa się raczej tylko z podkładu, cienia i eyelinera, coraz rzadziej pojawia się u mnie nawet tusz do rzęs.. Zwróciłam uwagę na to, że w pracy moja cera się dusi w makijażu co powoduje wypryski, przesuszenia, itd. więc ograniczam go do minimum a jeśli już gdzieś wychodzę lub mi się nudzi to po prostu robię tą przysłowiową tapetę. Zawsze jednak staram się wybierać pudry transparentne, czyli takie, które matują i nie pozostawiają odcienia na twarzy ani nie robią nam maski. :)

Najlepszy taki puder według mnie to ten marki "Collection", który znajdziecie TUTAJ. Nie wiem czy dostaniecie go w Polsce, można szukać na ebay'u, allegro lub sprawdzić na ezebra.pl, może tam będzie. Koszt to około 17 zł już po przeliczeniu więc jak dla mnie śmieszna cena za tak dobry produkt. Puder nie pozostawia żadnego śladu czymkolwiek byśmy go nie nałożyli więc nie jest koniecznością mieć pędzle w domu. Przede wszystkim dużym plusem tego produktu jest to, że jest on sypki jak mąka dzięki czemu aplikuje się go bardzo łatwo.


Drugim mistrzem jak dla mnie jest puder z Rimmel'a. Kupiłam go jakiś czas temu i sprawdza się równie dobrze jak ten wyżej. Jedynym minusem dla mnie jest to, że jest twardej konsystencji co odróżnia go od tego z Collection ale za pomocą dużego pędzla nie nakłada się go aż tak źle. Znajdziecie go w TUTAJ. Cena może nie jest najniższa, bo 26 zł ale moim zdaniem warto tyle za niego dać.


No i trzecim na takie awaryjne już sytuacje jest puder z MAC'a. Awaryjny, ponieważ ma odcień i gdy coś wyskoczy mi na twarzy to zwyczajnie aplikuję właśnie ten puder i nie jest już tak źle. Aplikacja jest bardzo łatwa więc jeśli ktoś chce wydać 100 zł na porządny produkt to polecam zajrzeć TUTAJ.


No i przechodzimy do bronzera. Ten z Collection kupiłam w lipcu przed wyjazdem do Polski i muszę Wam powiedzieć, że spisuje się świetnie. Dotychczas używałam tylko różu bądź pudru zastępującego mi róż i bronzer ale jeśli chcemy fajnie wykonturować twarz to nie musimy wydawać dużych pieniędzy. Plusem dla mnie jest to, że nie ma on żadnych drobinek rozświetlających dzięki czemu uzyskujemy surowy kontur twarzy a nie świecącą się bombkę co nie wszystkim pasuje. Jego koszt to około 17 zł a znajdziecie go TUTAJ.


Tutaj coś zastępującego mi róż i bronzer. Puder z Avonu, który jest idealny dla kogoś z ciemną karnacją, świetnie rozświetla twarz i pozostawia na prawdę ładne drobinki, które nie tworzą tandety na twarzy. Niestety nie pamiętam ile za niego zapłaciłam, to było coś między 15 a 20 zł. Nie wiem również czy znajdziecie go jeszcze w katalogu ale gdzieś online na pewno! :)


No i róż! Miałam ich sporo ale pozostaję wierna temu ze Sleek'a. Żaden tak długo mi się nie utrzymywał na policzkach i nie miał tak wyraźnego ale jednak delikatnego koloru na mojej twarzy. Zazwyczaj każdy inny pozostawiał jakiś tam ślad ale co mi po nim skoro za godzinę już nie będzie go widać.. Znajdziecie go TUTAJ a cena 23 zł jak za tak trwały kosmetyk nie jest duża.




Teraz mam dla Was coś co możecie świetnie wykorzystać. Na pewno macie jakieś próbki podkładów z gazet bądź drogerii. Ja dostaję ich pełno zawsze gdy jestem gdzieś gdzie kupuję kosmetyki i wcześniej je wyrzucałam ale ostatnio znalazłam do nich świetne zastosowanie. Jeśli używacie bazy pod cienie to właśnie te próbki mogą Wam je zastąpić. Wystarczy wklepać je w powiekę jakąś gąbeczką albo pędzlem i gotowe. Na to nakładamy cień i na pewno będzie trwalszy. 


Czymś fajnym dla osób z problemami takimi jak zaczerwienienia lub wypryski będzie paletka z Catrice, którą kupiłam będąc w Polsce. Koszt to 15 zł, znajdziecie ją TUTAJ. W moim przypadku sprawdza się bardzo dobrze gdy nakładam ją BeautyBlenderem. Niestety pędzlami wszystko mi schodziło więc nie był on moim faworytem. Możliwe też, że ja nie umiem jej "obsługiwać", mam tak bardzo często, że dopiero po jakimś czasie potrafię poprawnie zacząć używać jakiegoś kosmetyku..



No i przyszedł czas na oczy! Ja nie cierpię cieni, najchętniej używałabym tylko takich w odcieniu skóry ale ostatnio kupiłam paletkę w Primarku oczywiście w kolorach nude itp. na spróbowanie i powiem Wam, że dla mnie się nie nadaje, wolę zostać przy tym jednym odcieniu, który jest u mnie stałym produktem w kosmetyczce. Jednak przetestowałam już wszystkie odcienie (na zdjęciu tego nie widać, bo zdjęcia były zrobione jakiś czas temu gdy niektóre cienie nie były nawet tknięte) i utrzymują cię cały dzień, nie sypią a odcienie są na prawdę piękne jeśli ktoś lubi się malować. :-) Cena to coś koło 3 funtów więc dość tanio.



Moje ulubione cienie od Collection! Odkąd przeprowadziłam się do Szkocji to kupuję je zawsze. Są bardzo wydajne, jedno opakowanie starcza mi na 4-5 miesięcy, koszt to 1 funt więc nie ma się do czego przyczepić. Na dodatek cienie utrzymują się do ich zmycia a eyeliner na nich utrzymuje się lepiej niż na czystej powiece. Nie sypie się, jest matowy więc powieka się nie świeci no i mogłabym tu wymieniać same jego zalety! Szukajcie na allegro, na pewno coś się znajdzie! ;)


A to jest cień tej samej marki. Kupiłam go przez pomyłkę myśląc, że to ten wyżej i niestety w domu okazało się, że jest bardzo ale to bardzo rozświetlający. Przeleżał w pudełku dość sporo czasu ale gdy nadeszły te ciepłe dni to idealnie się sprawdził jako rozświetlacz pod oczy. Tak więc jeśli Wy też macie cień, który Wam nie odpowiada to postarajcie się znaleźć dla niego inne zastosowanie. W moim przypadku nawet jeden funt się nie zmarnował. ;)


Czas na eyelinery! Tutaj pokarzę Wam moje ulubione. Pierwszy jest od Collection, który znajdziecie TUTAJ. Koszt również niewielki, bo koło 17 zł ale spisuje się świetnie. Końcówka pisaka jest gruba więc jeśli ktoś chce robić cienkie kreski to oczywiście nie polecam go kupować. Utrzymuje się cały dzień na powiece, nie robi efektu pandy i chyba jest wodoodporny, bo podczas deszczu nie zmywa się. Do cienkich kresek jak dla mnie idealny jest ten z L'Oreal, który znajdziecie TUTAJ, trochę droższy, bo kosztuje 36 zł ale ja nie zamienię go w najbliższym czasie na żaden inny. Używam go od roku i jest na prawdę numerem jeden w mojej kosmetyczce jeśli chodzi o eyelinery. No i ostatni kupiony w Polsce, znalazłam go TUTAJ online ale ja swój kupiłam w drogerii "Naturia" za podobną cenę więc jeśli macie ją u siebie to polecam zajrzeć. To był dla mnie eyeliner idealny niestety nie mogłam go zbyt długo testować, bo podczas powrotu do Polski otworzył mi się w kosmetyczce i wysechł.. Brak słów ale na pewno go kupię jak będę miała okazję tym bardziej, że cena około 12 zł jest zachęcająca. 


Teraz niestety Was rozczaruję, bo to jedyna kredka której używam ale nie wiem gdzie ją kupić. Koleżanka wysyła mi ją z Holandii, bo u mnie nigdzie nie mogę jej znaleźć ale jestem pewna, że na pewno znajdziecie ją gdzieś w internecie. Co do kredki to nie używam jej za często, czasami jak kombinuję z makijażem ale jest ona bardzo trwała, nie zmazuje się, nie rozmazuje i trzyma do zmycia. Jeśli ktoś chce ją rozetrzeć to wystarczy pędzelek ze sztywnym włosiem lub ten taki patyczek z gąbeczką do nakładania cieni i zrobicie to bez problemu. 


Teraz pokażę Wam moje aktualne tusze do rzęs. Nie są to jakieś ulubione, bo lubię testować tusze więc co jakiś czas pojawiają się u mnie nowe. Najważniejsze by były wodoodporne. Od lat używam tylko takich i nie wyobrażam sobie zaaplikować innego. Pierwszy z Collection, kupiony w drogerii za trzy lub cztery funty ale niestety nie mogę go znaleźć w internecie. Pełna nazwa to "Collection Longer Lash Waterproof Mascara" więc może komuś z Was uda się go znaleźć. Drugi jest z Catrice, który znajdziecie TUTAJ. Jestem dość zaskoczona nim, bo po pomalowaniu rzęs wydaje się ich o wiele więcej, tworzą ładny wachlarz na oczach a efekt nie jest sztuczny. 


Kto z Was lubi kredki do brwi? Ja kupiłam kredkę z Primarka, bo potrzebowałam grzebyka i oczywiście przetestowałam. Kredka fajna chociaż ja używać jej na pewno nie będę. Nie wyobrażam sobie siebie gdzie na głowie mam blond a brwi brązowe i jeszcze podkreślone tak jak to możemy zobaczyć u wielu blondynek. Dla mnie taki efekt jest straszny, tragiczny i tandetny.. No ale co kto lubi. Jej cena to niecałe dwa funty więc jeśli ktoś chce to można się wybrać do Primarka. ;)


Przechodzimy do ostatniej części czyli pomadki, błyszczyki i szminki. Na wstępie napiszę, że nie znajdziecie u mnie błyszczyków, nienawidzę ich i nie wyobrażam sobie siebie z błyszczącymi ustami. Za to jeśli chodzi o pomadki to uwielbiam! Mam manię nawilżania ust i zawsze w każdej torebce mam jakąś, w każdej kieszeni kurtki, w kieszeni bluzy z pracy. Wszędzie gdzie się da to mam jakąś pomadkę dlatego nawet na zdjęciach nie zobaczycie wszystkich. Do tego jedna szminka, którą uwielbiam i którą pewnie dobrze już znacie z moich poprzednich postów. :)

Te pomadki na pewno znajdziecie w aptekach lub drogeriach więc nie będę ich linkować.


Pierwszy z nich to balsam dla mężczyzn, który świetnie nadaje się jako peeling do ust gdy je trochę potrzemy. Ma w sobie drobinki, które na prawdę dobrze wygładzają usta. Ja go kupiłam, bo słyszałam na prawdę wiele dobrego o tej marce a przede wszystkim taki peeling to dobry pomysł przed pomalowaniem się szminką. Usta są gładkie a szminka pięknie wygląda na ustach. Znajdziecie go TUTAJ, cena to około 45 zł ale jeśli ktoś uwielbia szminki to powinien zainwestować w dobry balsam. Drugi z nich to żel intensywnie regenerujący usta. Kupiłam go zimą gdy moje usta są w naprawdę kiepskim stanie. To była taka inwestycja, bo 5 ml produktu kosztuje około 40 zł więc jak za coś co się zużywa tak na prawdę u mnie w ciągu dwóch tygodni to dużo. Kupiłam ich sobie kilka, w tej chwili zostały mi jeszcze dwa ale na zimę na pewno ponowię ten zakup. Polecam osobom, które mają jakiekolwiek problemy z pękaniem, przesuszeniem, itp nie tylko w zimę. Znalazłam większy odpowiednik za 65 zł online TUTAJ więc można go nie tylko kupić ale również o nim poczytać. 


No i ostatnie produkty jakie mam Wam do pokazania dzisiaj do szminka z MAC'a, którą znajdziecie TUTAJ. Cena to 86 zł ale jeśli ktoś lubi inwestować w kosmetyki to pewnie uzna kupno szminki z MAC'a za bardzo dobrą inwestycje tak jak większość kosmetyków tej marki. Druga rzecz to balsam kupiony w Primarku rok temu za funta. Cudowny zapach, działanie takie sobie ale nawilża więc nie są to stracone pieniądze. 


Mam nadzieję, że spodobał Wam się post! ;)
Zapraszam na facebook'a na którym jestem praktycznie non stop! 


3majcie się! x