Hej!
Dziś
mam dla Was post, który był zapowiedziany kilka dni temu. Będzie
trochę czytania więc jeśli kogoś nie interesuje temat lub nie
chce mu się czytać to śmiało można kliknąć krzyżyk w prawym
górnym rogu.
W
skrócie napiszę co tutaj znajdziecie a później rozwinę swoje
myśli. Zatem!
Jeśli
planujecie wyjechać za granicę lub ciekawi Was życie za granicą
to ten post jest dla Was. Znajdziecie tutaj nie tylko moje
"informacje", przemyślenia na temat poszukiwania pracy,
mieszkania czy ogółem mówiąc życia. Poza tym złamię i
potwierdzę różne stereotypy, opowiem Wam jak to pieniądze rosną
na drzewach oraz jak bogata jestem i na wszystko mnie stać.
Pamiętajcie, że jestem w Szkocji dopiero równy rok czasu (z tej
właśnie okazji powstał ten post) i, że nie każdy musi mieć
identyczne rozumowanie oraz odczucia.
Postaram
się ten post napisać w punktach tak aby był jakiś skład i
łatwiej było się odnaleźć.
Nadal
Cię to nie zainteresowało? Nie szkodzi, krzyżyk dalej jest w tym
samym miejscu o którym wspomniałam wcześniej.
Chcielibyście
czasami uciec od plotek na swój temat, zawiści czy zazdrości? Nie
ważne czy prawdziwe czy nie, nie ważne czy podstawne czy bez.
Punktem wyjścia jest ucieczka. Nie całkowita oczywiście, ludzie
"gadali i będą gadać" ale już nie będą mieli dostępu
do Twojego życia i jedyne co mogą zrobić to tworzyć domysły,
które nikogo nie interesują. Pomimo, że mnie takie rzeczy nie
obchodzą (owszem, lubię plotkować ale nie z każdym a jedynie z
przyjaciółką) to cieszy mnie, że ja drogę ucieczki miałam
prostą. Można w sumie powiedzieć, że start w życiu miałam
prosty i łatwy, na dodatek nie jestem w tym sama więc jeśli o mnie
chodzi to nie zmieniłabym niczego. :-)
PRZYGOTOWANIA
DO PRZEPROWADZKI, SZUKANIE PRACY I MIESZKANIA
Na
początku byłam podekscytowana. Boże! Udało mi się! Nie dość,
że przeprowadzam się z chłopakiem to jeszcze będę mieszkać za
granicą o czym od dawna marzyłam! Dla jednych tylko ta część
może być prosta a później mogą zacząć się schody. Dla mnie
cały początek był prosty ale opiszę dwie wersje. Torba spakowana,
rodzina pożegnana, jadę z torbą ostatni raz przed wyprowadzką
ZKM'em do Piotrka rodziców i ruszamy w drogę na lotnisko.
Podekscytowania ciąg dalszy. Lot samolotem, blabla, mieliśmy gdzie
spać a to najważniejsze. W międzyczasie okazało się, że na
drugi dzień mamy rozmowę o pracę w hotelu a patrząc na to, że
Banchory w którym mieszkamy to niewielkie miasteczko dla mnie było
cudem.
-PRACA
(ja)
Dzień
drugi. Zaczął się stres, bo przecież mój angielski pomimo tego,
że w szkole miałam piątkę na świadectwie nie był taki dobry jak
mogłoby się wydawać a tu przecież rozmowa jest przeprowadzana w
języku angielskim, na dodatek od niej zależy czy dostanę tą pracę
czy nie. Na szczęście dostałam, zaczęłam na drugi dzień.
Początki
były trudne. Nikogo nie znałam, nie rozumiałam większości, każdy
mnie obserwował, bo byłam "nowa". Chciałam wypaść jak
najlepiej, wpasować się w to wszystko jakoś i muszę Wam zdradzić,
że obrałam taktykę podlizywania się przez chwilę mojej
superwajzorce. Pomimo, że nigdy wcześniej tego nie robiłam i wręcz
nie przepadałam za osobami podlizującymi się to widziałam w tym
jakiś sens. I owszem, dzięki temu sama wybierałam sobie dni wolne
a zawsze po wypłacie (gdzie wtedy chciałam spędzić dwa dni na
zakupach) miałam wolne bez wspomnienia o tym. Kończyłam wcześniej
kiedy chciałam, gdy bolała mnie głowa wystarczył sms i nie
musiałam iść do pracy. Bajka? Nie do końca. Poza tymi plusami,
żeby zarobić pieniądze, które pozwolą mi funkcjonować musiałam
się napracować jak nigdy wcześniej. Sprzątanie pokoi czy bycie
kelnerką wydawało mi się takie proste, idę do kuchni po talerz i
zanoszę klientom. Jasne.. Z zewnątrz taka praca wydaje się łatwa
ale nikt nie wiedział, że wewnątrz mamy regulaminy, dziesiątki
punktów jak co robić a gdy idziesz po ten talerz do kuchni to w
międzyczasie robisz tysiąc innych rzeczy. Dalej wydaje się łatwe?
Nie powie tego osoba pracująca w hotelu. Oczywiście jak już się
wdrożyłam w to wszystko to czerpałam przyjemność z tej pracy i
nie narzekałam tyle na prace co na niektóre osoby pracujące ze
mną. Pamiętajcie, że zawsze w każdej pracy jest coś co nam się
nie spodoba. :-)
(ogólnie)
W
Szkocji pracę jest łatwiej znaleźć niż mieszkanie. Tutaj na
każdym kroku potrzebują do pracy, przynajmniej w większych
miastach (Aberdeen, Glasgow, Edynburg, Dundee, itp). Językowo
poradzi sobie każdy. Nie znasz języka? Nie ma problemu, wskazówki
znajdziesz niżej.
-MIESZKANIE
(ja)
Jak
wspomniałam wyżej, nie miałam z tym problemu, bo mieszkamy z
Piotrka bratem, do niego przyjechaliśmy i on nam pomógł na
starcie. Niżej opowiem Wam jak to może wyglądać gdy jesteście w
innej sytuacji.
(ogólnie)
Czasem
a w sumie często z mieszkaniami jest tragedia. Wypowiem się jedynie
o obszarze Aberdeenshire, bo z innymi nie mam styczności ale gdy
szukałam z koleżanką dla niej pokoju czy czegokolwiek to
musiałyśmy liczyć na cud. Cud się zdarzył ale pamiętajmy, że
nic nie ma za darmo. Region w którym mieszkam jest jednym z
najdroższych w Szkocji a pokój kosztuje tu więcej niż czynsz za
mieszkanie w Polsce. Mieszkanie kosztuje 2-4x więcej. Więc jeśli
zamierzacie się przeprowadzić i wynająć mieszkanie bez możliwości
pomieszkania przez pierwszy miesiąc u kogoś znajomego to musicie
przygotować się na spore koszty. Pamiętajmy również, że trzeba
jeść i pić oraz zapewnić sobie inne potrzeby. Mieszkań można
szukać w internecie ale chętnych na takie mieszkanie jest kilka
rodzin więc jeśli umawiasz się w Polsce, przyjeżdżasz i jesteś
pewna/y na 100%, że masz dach nad głową to lepiej nie bądź taka
pewna, wystarczy, że ktoś w międzyczasie przebił cenę i
zostajesz z niczym. Bez umowy najmu jest ciężko. Dodatkowo, żeby
wynająć mieszkanie trzeba pamiętać o kaucji, która zazwyczaj
wynosi drugie tyle co czynsz i płacisz ją na dzień dobry. Tak więc
przeprowadzka do mieszkania przykładowo w Aberdeen to koszt około 2
tysięcy funtów (czynsz + depozyt) czyli ponad 10 tysięcy zł. Nie
każdego raczej stać na taki wydatek, mnie również by nie było
więc nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Co innego popracować
tutaj 1-2 miesiące, wtedy z mieszkaniem jest prościej, bo te
pieniądze można zarobić szybciej niż w Polsce. Najlepszą opcją
jest ten przyjaciel, znajomy, rodzina, itp. Pomogą na starcie,
koszty będą mniejsze i jakoś można się przemęczyć tą chwilę.
-ŻYCIE,
KOSZTY
Nie
ma co porównywać życia w Polsce do życia tutaj. Nie raz
usłyszałam „o boże, chleb u Was kosztuje 10 zł”.. U nas to
około 2 funty ale my również inaczej zarabiamy, ceny są inne. Nie
ma też się co nad tym rozpływać, bo to, że można zarobić np.
1200 funtów miesięcznie (czyli jak to wszyscy przeliczają koło
6.000 zł) nie oznacza, że żyjemy jak w bajce. Rachunki za
mieszkania, telefony i tego typu rzeczy są droższe niż w Polsce.
Przykładowo w Polsce mój abonament za telefon wynosił 65 zł a
tutaj jest to 70 funtów (około 385zł). Abonamenty są również
tańsze ale zależy to też od telefonu jaki wybierzemy. Jeśli
chodzi o jedzenie to tak podliczając codzienne wydatki i
oszczędzając zmieścimy się w 10 funtach/dzień. Mamy w tym obiad
i coś na śniadanie i kolację. Nie będą to jakieś luksusy ale na
ziemniaki ze schabowymi i mizerią starczy, do tego bułki na
kolacje, przykładowo sera czy pomidorów nie kupujemy codziennie
tylko raz na 2,3 dni więc można zaoszczędzić. Zazwyczaj internet
czy jakieś abonamenty za telewizję są wliczane w czynsz. Rachunki
za wodę czy ogrzewanie płaci się poza czynszem czyli powiedzmy, że
czynszu płacimy 800 funtów to dodatkowo do tego musimy zapłacić
to co wymieniłam wyżej. Poza takimi rzeczami od wypłaty odlicza
się insurance, czyli ubezpieczenie. Nie jest to duża kwota, zależy
ile się zarabia. Ja chyba najwięcej zapłaciłam 70 funtów za
miesiąc ale są to też kwoty 15 czy 25 funtów. Płacimy również
tax od osoby która mieszka w danym mieszkaniu (nie jestem pewna czy
to aby na pewno ale coś takiego płacimy, nie jestem również pewna
jaka to kwota, bo mam to w czynszu więc póki co mnie to nie
interesuje). Są też podatki, różne rzeczy jak w Polsce więc
rachunki, rachunki.. ;> Wydaje mi się, że to chyba wszystko,
możliwe, że o czymś nie wspomniałam a to po prostu z tego powodu,
że nie muszę póki co sama tego wszystkiego załatwiać, daję
umówioną kwotę miesięcznie i wszystko mam już do niej wliczone.
STEREOTYPY
Nie
raz usłyszałam tekst typu „pracujesz za granicą, zarabiasz 6
tysięcy miesięcznie, na co Ty narzekasz? Każdy by chciał takie
życie.” Szybko te osoby zmieniają to zdanie gdy popracują i
pożyją za tą granicą. Jak wymieniłam wyżej, mamy wyższe
rachunki a żyć również trzeba więc wyobraźcie sobie, że
zarabiając te 1200 funtów miesięcznie to prawie tak jak byście
zarabiali 1200 zł. Prawie. Jest różnica ale czasami wydaje się
niewielka. Zarabiając trochę więcej możemy sobie pozwolić na
zakupowe szaleństwa co tydzień czy wyjazdy, wycieczki, jakieś inne
luksusy.
Kolejnym
jest np. to, że ludzie tutaj są bardziej tolerancyjni niż w
Polsce. Muszę niestety powiedzieć, że tolerancja może jest
większa ale jak w każdym kraju znajdą się ludzie, którzy będą
na Ciebie źle patrzeć, bo jesteś biała, żółta, czarna, polka,
włoszka, rumunka, czeszka, itd.
“Jadę
do Anglii, bo tam większe zasiłki I można mieszkanie od Państwa
dostać”. To chyba mój najbardziej ulubiony temat tutaj. Polacy
(nie wszyscy) są śmieszni z tymi tekstami. Jadą za granicę, bo
większe zasiłki. No proszę Was, żeby być takim leniem, że
ciężko dupe ruszyć I zapracować na siebie? Bez jaj. Na forum w
którym uczestniczę regularnie pojawiają się pytania “Chciałabym
wyjechać do Szkocji, mam dwójkę dzieci. Po jakim czasie mogę się
starać o zasiłek na dzieci, mieszkanie I dofinansowanie do
mieszkania? Wiadomo, że na początku jest ciężko...” SERIO? JA
SIĘ PYTAM CZY SERIO ISTNIEJĄ TAKIE BEZMÓZGI? Jeszcze się nie
przeprowadziła ale już tylko zasiłki w głowie. Najpierw powinna
załatwić sobie pracę, mieszkanie, cokolwiek ale nie, zaczyna się
od dupy strony a później ludzie, którzy na prawdę potrzebują
pomocy, bo np. z pracy kogoś wyrzucili czy z mieszkania nie mają co
zrobić, za co żyć. Za takie rzeczy Państwo powinno pomóc. Jestem
osobiście za tym, że żeby otrzymać jakiś zasiłek na cokolwiek
powinno się najpierw przepracować rok czy dwa lata. Nic dziwnego,
że Polacy mają taką opinie skoro najchętniej by siedzieli z dupą
w domu I odbierali zasiłki zamiast ruszyć się do pracy.
“Jestem
bogata! Zarabiam tu tyle, że wy Polaczki gnijcie w tej Waszej
Polsce”. -Mówi to osoba niewykształcona, zarabiająca te minimum.
Nie wierzcie jeżeli ktoś Wam wciska takie bajki. Jak widzicie wyżej
tutaj wszystko kosztuje. :-)
“Nikt
w Szkocji nie lubi Polaków”. Tak, owszem, zdarzają się takie
osoby. Głównie nie lubią “nas” z tego powodu, żę trafiają
się POLACZKI co nie potrafią się zachować, nie mają żadnej
kultury osobistej a czasem wręcz wstyd się przyznać, że jest się
z Polski. Sama powiem szczerze, że miałam nie raz sytuację, że
nie przyznałam się skąd jestem. Przykład? Siedzę sobie w
McDonaldzie, obok mnie siedzi jakaś Pani, około 45 lat. Na
przeciwko mojego stolika siedzi małżeństwo z dzieckiem, wcinają
kanapki przy czym głośno komentują, że w Szkocji McDonald jest do
dupy (dla mnie nie liczy się niczym), że obsługa nie taka, że
facet, który biega z mopem ma rude włosy, wylali nawet “przez
przypadek” colę na podłogę I facet woła do Szkota (po polsku,
wtf? Przecież nie jesteśmy w Polsce) “ej rudy, chodź tu ku*wa,
sprzątaj, bo mi się wylało”. Jezu, serio? Babka obok mnie mówi
po cichu “Ci z Polski nie mają żadnego szacunku do ludzi”. Co
odpowiedziałam? “Niestety”. Nie będę się tłumaczyć, że nie
każdy taki jest, bo za nic w świecie bym się nie przyznała w
takim momencie, że jestem z Polski. Wstyd mi za takich ludzi a
takich jest niestety coraz więcej. Przyjeżdża “królestwo” I
myśli, że każdy będzie biegał wokół nich. Sorry, ale używanie
mózgu a przede wszystkim kultura osobista nie bolą. Zazwyczaj są
to osoby, które w Polsce ledwo wiązały koniec z końcem a tutaj
poczuli się “bogaci”.
OGÓLNE
WNIOSKI I MOJE ODCZUCIA PO ROKU MIESZKANIA W SZKOCJI
Mieszkam
w małej miejscowości, codziennie mijam te same twarze, codziennie
każdemu z niewymuszonym uśmiechem mówię “Good Morning! How are
you?”, ucinam krótką pogawędkę I idę dalej. Muszę Wam
powiedzieć, że Szkocja działa na mnie niesamowicie. Pracując w
sklepie gdzie musisz być miłym dla klienta oraz uśmiechać się do
każdego choćby nie wiem co mi to nie sprawia problemu a mój
uśmiech nie jest wymuszony choćbym nie wiem jak zły dzień miała.
Ci ludzie są tacy mili, że ciężko nie być miłym dla nich (nie
wszyscy ale na moje szczęście praktycznie samych takich spotykam).
Idę do banku czy gdziekolwiek gdzie nie jestem pewna czy zrobię
coś, powiem coś dobrze to nie muszę się obawiać, że nie
zrozumiem co powie do mnie Pani z okienka. Jeśli nie zrozumiem to
wytłumaczy mi to inaczej. Klimat działa na mnie bardzo dobrze! W
Polsce miałam ogromne problemy ze zdrowiem, tutaj od roku byłam
może z dwa razy u lekarza kontrolnie. Ciężka praca popłaca,
napracuję się jak wół ale wiem, że jest warto, bo co tydzień
mogłabym sobie jeździć na zakupy I nie odmawiać sobie niczego. Na
szczęście już mi to minęło I nie wydaję pieniędzy na ubrania
jak szalona chociaż coraz częściej znów zamawiam ze sklepów
internetowych. Nigdy chyba nie wygram z uzależnieniem od zakupów
ale cóż, pracuję na to więc mogę sobie pozwolić. :-)
RÓŻNE
INFORMACJE W SKRÓCIE
*Opłaty
to: czynsz, rachunki, ubezpieczenie, tax
*Żeby
zacząć pracę musimy się zarejestrować w jobcenter gdzie
dostajemy NINO (National Insurance Number -ubezpiecznie). Na początek
dostajemy zastępczy, po rozmowie i dwóch, trzech tygodniach listem
otrzymujemy stały.
*Nie
wszędzie obowiązkowy jest stały numer NINO od razu, zazwyczaj gdy
zaczynamy pracę I podamy ten zastępczy nie robią z tego problemu
*Warto
poszukać pracy przed wyjazdem w internecie, jest sporo ofert.
*Pierwsze
zarobione 10.000 funtów jest uwolnione od podatku.
*Jeśli
nie znasz języka to nie martw się, pracę znajdziesz, w życiu
sobie poradzisz (zawsze znajdzie się jakiś Polak-urzędnik, lekarz,
itp, który nam pomoże. Jednak warto się tego języka uczyć, bo
chyba nie chcemy wiecznie załatwiać czegoś przez kogoś.
*Najlepiej
wyjechać w dwie osoby lub więcej. Czynsz płaci się na połowę co
wychodzi taniej dla każdego, jedzenie można robić wspólnie I
rachunkami się dzielić. Duża oszczędność.
*Nie
bać się mówić po angielsku. Nawet jeśli coś źle powiesz to
ludzie Cię nie wyśmieją a pomogą lub poproszą Cię o wyjaśnienie
czegoś w inny sposób.
*Nie
zgrywać cwaniaka. Takich tutaj nikt nie lubi a połapać idzie się
szybko. :-)
Nie
mam pojęcia o czym jeszcze pisać, miałam nawał pracy I przez to
nie o wszystkim pamiętam ale zawsze jestem chętna do pomocy I
udzielenia odpowiedzi na każde pytanie. Wystarczy napisać na
fejsie, asku czy na deebson@wp.pl.
Właśnie zobaczyłam ile to wszystko zajęło mi linijek więc jeśli
ktoś dotrwa do końca to podziwiam! Żeby nie było nudno to wklejam
trochę zdjęć z mojego bloga, które pojawiły się
tu w ciągu roku! :)
3majcie
się!